Miał być gorący rok i jest... Już 2. stycznia rozłożyła mnie choroba z 38 stopniami gorączki.
W ruch poszły wszystkie chemiczne specyfiki, które znalazłam w domu.
Nie obeszło się też bez wspomnień R. o tym czym leczono ich w dzieciństwie.
Wieczór upłynął wesoło pod hasłem "medycyna domowa".
O to kilka fantastycznych medykamentów :)
- Bańki - bańki na wszystko, po długich debatach nie doszliśmy co daje postawienie baniek choremu, ale na pewno pomaga, więcej znalazłam na wiki.
- Syrop z cebuli i cukru - wyśmienity na kaszel, nie mogłam w to uwierzyć, ale znów znalazłam mnóstwo odnośników w internecie.
- Chleb z cukrem palony nad świeczką - na katar... a tak na prawdę nie działało na nic, ale fantazja autora pomysłu godna uznania.
- Smalec i pergamin - na przeziębienie ogólnie, smalcem smaruje się klatkę piersiową i przykrywa pergaminem na noc, M. nie wie czy jej to pomogło, ale pamięta nieprzespaną noc z powodu szeleszczącego pergaminu.
- Masło z miodem i mlekiem, a dla dorosłych ze spirytusem - na gardło, to pamiętam nawet ja, na gardło działało jak papier ścierny.
Pozostaje jeszcze wspomnieć o dwóch skrajnych przypadkach medycyny ludowej. Kto czytał Potop ten pamięta jak Kiemlicze zagniatali chleb ze śliną i pajęczyną na rany Kmicica. Pomogło? Pomogło... ba... musiało pomóc bo w ten sposób wytwarzano pleśń penicillium, czyli nasza dzisiejsza penicylina. Drugi przypadek jaki przyszedł mi do głowy to biedna Rozalka z nowelki Antek, której niestety nie pomogło wygrzewanie w piecu przez 3 zdrowaśki.
W kwestii zdrowia najważniejszy... zdrowy rozsądek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz