sobota, stycznia 03, 2009

Domowa apteczka...

Nawiązując do wróżb noworocznych moja się sprawdza.
Miał być gorący rok i jest... Już 2. stycznia rozłożyła mnie choroba z 38 stopniami gorączki.
W ruch poszły wszystkie chemiczne specyfiki, które znalazłam w domu.

Nie obeszło się też bez wspomnień R. o tym czym leczono ich w dzieciństwie.
Wieczór upłynął wesoło pod hasłem "medycyna domowa".
O to kilka fantastycznych medykamentów :)

  1. Bańki - bańki na wszystko, po długich debatach nie doszliśmy co daje postawienie baniek choremu, ale na pewno pomaga, więcej znalazłam na wiki.
  2. Syrop z cebuli i cukru - wyśmienity na kaszel, nie mogłam w to uwierzyć, ale znów znalazłam mnóstwo odnośników w internecie.
  3. Chleb z cukrem palony nad świeczką - na katar... a tak na prawdę nie działało na nic, ale fantazja autora pomysłu godna uznania.
  4. Smalec i pergamin - na przeziębienie ogólnie, smalcem smaruje się klatkę piersiową i przykrywa pergaminem na noc, M. nie wie czy jej to pomogło, ale pamięta nieprzespaną noc z powodu szeleszczącego pergaminu.
  5. Masło z miodem i mlekiem, a dla dorosłych ze spirytusem - na gardło, to pamiętam nawet ja, na gardło działało jak papier ścierny.
Nie chcę być niesprawiedliwa, bo nie sprawdzałam działania wszystkich specyfików, ale cieszę się, że silne lobby koncernów farmaceutycznych wprowadziło na rynek kilkanaście lekarstw. Dzięki temu mogę wybrać między wdychaniem dymu na katar a zapuszczeniem kropelek do nosa.

Pozostaje jeszcze wspomnieć o dwóch skrajnych przypadkach medycyny ludowej. Kto czytał Potop ten pamięta jak Kiemlicze zagniatali chleb ze śliną i pajęczyną na rany Kmicica. Pomogło? Pomogło... ba... musiało pomóc bo w ten sposób wytwarzano pleśń penicillium, czyli nasza dzisiejsza penicylina. Drugi przypadek jaki przyszedł mi do głowy to biedna Rozalka z nowelki Antek, której niestety nie pomogło wygrzewanie w piecu przez 3 zdrowaśki.

W kwestii zdrowia najważniejszy... zdrowy rozsądek :)

Brak komentarzy: