piątek, lutego 20, 2009

Dzień Kubusia Puchatka

Moje ulubione radio przypomniało mi, że przecież 18 stycznia, czyli około miesiąc temu, obchodzono Dzień Kubusia Puchatka. Wszyscy wiedzą kim jest Kubuś Puchatek, a jeżeli ktoś nie wie, to niech przeczyta ten wpis...

Pamiętam, kiedy byłam mała, pewnego roku w Dzień Dziecka włożyłam paluszek pomiędzy drzwi od samochodu... Bolało... Pomimo, że palec nie został przytrzaśnięty w drzwiach tylko lekko stłuczony, to jednak delikatne rączki kilkulatki okazały się niczym w starciu z metalem... i po jakimś czasie paznokieć zszedł. Aby ulżyć mi w cierpieniach moja kochana mama przygotowała mi miseczkę z roztworem rivanolu i cały wieczór przesiedziałyśmy w kuchni, czytając polskie tłumaczenie Kubusia Puchatka pt. Fredzia Phi-Phi autorstwa Moniki Adamczyk. W ramach ciekawostki warto dodać, że to tłumaczenie zostało wydane w moim rodzinnym mieście w nakładzie 100.000 w 1986 roku - i tą informację, również pamiętam z tamtego wieczoru...

To zaskakujące jakie wspomnienia znajdują się w naszej pamięci i tylko czekają na pobudzenie. Kiedy usłyszałam o obchodach tego Dnia w radio, poczułam zapach rivanolu z tego wieczoru.
Na koniec kilka ulubionych cytatów:
"Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było."
"Myśl, myśl, myśl."
"Czas na małe co nie co."
"To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki znam, to ten, że się jest pszczołą."

czwartek, lutego 19, 2009

W jednym garnku...

Zamieszczam kolejny sprawdzony osobiście przepis, na wieprzowinę duszoną z pieczarkami, papryką i kukurydzą. Szczegóły poniżej...

Skład:
  • 2-centymetrowy plaster wieprzowiny
  • 4-5 pieczarek
  • pół cebuli
  • mała papryka czerwona
  • mała puszka kukurydzy
  • oliwa
  • łyżka masła
  • około szklanki bulionu
  • pół szklanki ryżu
Kroimy mięso w cienki paski i podsmażamy na oliwie, wyjmujemy na talerzyk. W garnku topimy masełko i szklimy cebulę, dodajemy pokrojoną w paski paprykę i pieczarki pokrojone w plasterki. Na koniec wlewamy bulion, dodajemy mięso, kukurydzę i ryż. Całość mieszamy i dusimy na ogniu około 15-20 min, mieszając, żeby nie przywierało do dna i nie przypaliło się.

Prosto, smacznie, tanio !!! - w sam raz na studencką kieszeń.

środa, lutego 18, 2009

Światowy Dzień Kota

Chciałam tylko szybciutko nadmienić, że wczoraj, 17 lutego, obchodzono Światowy Dzień Kota. Wiem, że to trochę nie fair z mojej strony, bo w końcu to Święto tych zwierzaczków, ale ja jednak czuję, że i moje w pewnym sensie.

Dlaczego?
Z kilku powodów:
1. chodzę własnymi drogami
2. lubię się połasić
3. nie dam się zagłaskać
4. mam kilka żyć
5. potrafię pokazać pazurki

Pozdrawiam wszystkich, którzy czują się podobnie jak ja...

poniedziałek, lutego 16, 2009

Walę Tynki

Moje tegoroczne Walentynki upłynęły zupełnie aromantycznie. A to za sprawą odległości jaka nas dzieli i którą trudno pokonać nawet w taki dzień. Zamiast kolacji we dwoje - kolacja we troje w gronie znajomych, zamiast romantycznej nocy - całodniowa wycieczka do Leeds. Ale tak na prawdę czy potrzebujemy jednego dnia w roku, żeby usłyszeć lub powiedzieć: "Kocham Cię"?

Dzień Świętego Walentego powinien dać jeszcze jedną okazję ku temu aby wyznawać i okazywać sobie miłość. Tymczasem stał się w pewnym sensie ograniczeniem, które sprawia, że czekamy z wszelkimi nadzwyczajnymi przejawami miłości na ten dzień, uspokajając swoje sumienie podczas fantastycznej kolacji, bo przecież odbębniliśmy Walentynki.
Nie tędy droga !!!

Przy okazji Dnia Świętego Walentego warto wspomnieć kilka ciekawostek:
  • 14. lutego to Dzień Świętego Walentego, patrona ludzi chorych na padaczkę i podagrę, hmmm...
  • 15. lutego w starożytnym Rzymie obchodzono Luperkalia, a było to Święto ku czci Junony, bogini kobiet i małżeństwa i to prawdopodobnie zwyczaje związane z tym Świętem dały początek tradycji obchodzenia Dnia Walentego.
  • w przedwalentynkowej Polsce (oraz innych państwach nadbałtyckich i słowiańskich) podobną funkcję spełniała Kupalnocka (Noc Kupały) obchodzona w nocy z 21 na 22 czerwca
  • w dalekiej Japonii, Korei Południowej i na Tajwanie zwyczajowo to kobiety dają prezenty mężczyznom w dniu 14. lutego, 14. marca w Biały Dzień mężczyźni mogą odwzajemnić się i obdarować swoją wybrankę tradycyjnie słodyczami, ponieważ Biały Dzień został stworzony przez Narodowe Stowarzyszenie Przemysłu Cukierniczego.
I jeszcze dwa akcenty brytyjskie...
W Anglii w dawnych czasach w Walentynki dzieci przebierały się za dorosłych, chodziły od domu do domu w małych grupach i śpiewały piosenki o miłości, z powtarzającym się motywem "Dzień dobry, Walenty".

W Walii popularne były drewniane miłosne łyżeczki, którymi zakochani obdarowywali się 14-go lutego. Łyżeczki były najczęściej dekorowane serduszkami, kluczami i kłódkami. Miało to oznaczać "Otwórz moje serce!".

(fragment książki "Walentynkowe wróżby i zwyczaje")
A ja życzę wszystkim dużo miłości przez cały rok, a nie tylko w Walentynki...

niedziela, lutego 15, 2009

Sobota w Leeds...

Leeds to niewielkie miasteczko oddalone od Manchesteru o godzinę drogi pociągiem na północny-wschód (w głąb kraju).


Najpierw naszym oczom ukazały się ośnieżone wzniesienia, podczas gdy w Manchester i Leeds nie ma ani grama śniegu. Cała podróż upłynęła w mgnieniu oka na polskich rozmowach na bardzo poważne tematy jak historia, polityka i ekonomia Polski i Wielkiej Brytanii (musiało się tak skończyć, w końcu na wycieczkę wybrali się historyk, politolożka i finansistka).
Leeds przywitał nas...małym głodem i mlecznie zachmurzonym niebem (kiepska pogoda na robienie zdjęć).
Najpierw wybraliśmy się zobaczyć ruiny opactwa Kirkstall...


Było ładnie...


Czasem bardzo wzniośle...


A czasem bardzo mrocznie...

Po odwiedzinach w opactwie, udaliśmy się obejrzeć Królewską Zbrojownię, która zrobiła na nas ogromne wrażenie. Muzeum mieści się w nowym budynku przygotowanym specjalnie na potrzeby zbrojowni, a eksponaty przewyższają jakością i ilością większość znanych mi muzeów.


Nie można zapomnieć o specjalnym kąciku dla dzieci, który jest w każdym miejscu związanym z kulturą, sztuką i historią. My trafiliśmy również na pokaz walki i cięcia melona...


Nawet na nas zrobiło to wrażenie, a co dopiero na dzieciakach...
Całe szczęście mamy Muzeum Powstania Warszawskiego, które według mnie zapoczątkowało nową erę przedstawiania historii w Polsce.

Po Zbrojowni udaliśmy się na kolację, a że były Walentynki... to ze stolikiem było coraz ciężej. Koniec końców znaleźliśmy przyjemną restauracyjkę w okolicy kościoła Świętego Johna, a następnie udaliśmy się na stację, żeby złapać pociąg. Wróciliśmy później niż planowaliśmy, ale warto było...

Więcej zdjęć tutaj.

poniedziałek, lutego 09, 2009

Wolność w nas...

Raz na jakiś czas, zupełnie niespodziewanie ogarnia mnie przenikające uczucie łamania zasad... Czym się objawia? Tym, że muszę nic nie robiąc złamać jak najwięcej zasad, które albo zostały mi narzucone, albo sama je zaakceptowałam.
Dziś właśnie obudziłam się i pomyślałam: Czas na przełamanie kilku zasad.
To uczucie jest całkiem irracjonalne, a jednocześnie bardzo uzasadnione. Na co dzień człowiek jest wciśnięty w sztywne schematy ról jakie pełni przez całe swoje życie. Jeżeli pełni rolę ucznia to jego schematem jest chodzenie do szkoły i odrabianie lekcji, jeżeli pełni rolę pracownika to jest schematem jest chodzenie do pracy i wykonywanie poleconych zadań, jeżeli pełni rolę matki zajmującej się domem to jej schematem jest wszystko co dotyczy zajmowania się domem (pranie, gotowanie, sprzątanie), itp, itd.
Owszem są ludzie, którzy pomimo, że pełnią takie role nie przejmują się niczym i nie trzymają się zasad, które tworzą dany schemat. Ale ja nie o tych chciałam dziś mówić. Druga część populacji to Ci, którzy trzymają się swoich zasad i wypełniają swoje schematy wierząc, że właśnie to jest dobre. Dzięki ich systematyczności mogę liczyć na to, że pociągi jeżdżą według rozkładu, a mój wykładowca tak samo jak pojawił się na pierwszych zajęciach w semestrze pojawi się również na ostatnich, aby przynieść wyniki mojego eseju.
A jednak raz na jakiś czas (chyba) każdego z nas dotyka to uczucie chęci złamania kilku zasad. Nagle okazuje się, że poziom rutyny jest zbyt wysoki i nie można go już znieść. Sankcje jakie nam grożą za nie zrobienie tego czy owego nie stanowią żadnej motywacji, tak jakby nie istniały.
I właśnie dziś ja mam taki dzień...

Czasem tylko zastanawia mnie czy taki dzień to nie jest objaw skrajnego przepracowania i potrzeby szybkiego odbicia się od dna lenistwa, aby dać duszy szybki zastrzyk energii złudnym wrażeniem, że to jednak ona panuje nad ciałem, a nie na odwrót.

czwartek, lutego 05, 2009

Podróże kształcą... wyształconych...

Przysłowie stare jak świat, ogołocone z logiki poprzez zapominanie o ostatnim wyrazie, który według mnie jest esencją, wracało do mnie przez cały czas pobytu w Szkocji. Wyjazd był bardzo udany, poza małymi wyjątkami...

Kilka wydarzeń dało mi do myślenia. A z myślenia urodziło się kilka wniosków.

Po pierwsze i najważniejsze silniejszy od naszej kultury jest nasz charakter. Nie da się wszystkich nieporozumień usprawiedliwić różnicami międzykulturowymi, ponieważ to oznaczałoby, że Ziemia jest miejscem niemożliwym do zamieszkania przez ludzi różnych narodowości. A to założenie jest z gruntu nieprawdziwe. Porozumienie może być zawsze osiągnięte jeżeli dwie osoby tego po prostu chcą, kwestia tej samej bądź podobnej kultury jest sprawą drugorzędną, która tak na prawdę dodaje tylko pikanterii i orientalizmu w przypadku kultur znacznie różniących się od siebie.

Po drugie i tak samo ważne na świecie jest ponad 6 mld ludzi i będzie jeszcze więcej. Każdy ma równe prawo do własnej opinii na każdy temat i do wyrażania jej nie obrażając innych. W konfrontacji między różnymi opiniami albo spotkają się dwa takie same zdania, albo dwa podobne, albo dwa zupełnie sprzeczne. W każdym z przypadków najważniejsza jest akceptacja faktu, że każdy ma prawo do swojej opinii. Pomimo, że to truizmy to jednak ciągle znajdą się ludzie, którzy nigdy nie zaakceptują tego faktu i będą oceniać opinie innych w kategoriach "dobra" i "zła".

Po trzecie i równie ważne nie toleruję bardziej niż myślałam:
  • oszukiwania prosto w oczy - bo to prowadzi prosto do nieporozumień
  • braku odpowiedzi na pytanie albo jakiejkolwiek reakcji podczas rozmowy - bo to zmusza mnie do monologu
  • celowego spóźniania się oraz spóźniania się - nawet jeżeli ma to podłoże kulturowe, to można to wyeliminować
  • prób prowadzenia mnie za rękę - bo nie rozumiem dlaczego mam wchodzić do każdego sklepu z whisky, jeżeli nie lubię whisky
  • prób wychowywania mnie i docierania do grupy - bo za bardzo cenię pracę moich Rodziców, żeby teraz pozwolić zniszczyć dwadzieścia parę lat ich ciężkiej pracy
  • picia alkoholu na kilka godzin przed prowadzeniem samochodu - bo zasada Piłeś - nie jedź! jest najprostszą w życiu a do tego najbezpieczniejszą.
Wpis dedukuję wszystkim, którzy kiedykolwiek czuli się niekomfortowo będąc w zupełnie nowym miejscu z ludźmi których do końca nie znali oraz wszystkim, którzy czuli się "niezrozumiani" - we wszystkich znaczeniach tego słowa.

P.S. Pamiętajcie, że nawet w Szkocji można spotkać ludzi, którzy będą chcieli po prostu spędzić miło wieczór przy pogawędkach i herbacie.

I jeszcze optymistyczny akcent...

Szkocja w kilku ujęciach...

Po powrocie ze Szkocji przygniótł mnie natłok zajęć i planów związanych z nowym semestrem i spełnianiem postanowień noworocznych, dlatego jeszcze nie zdążyłam opisać wyjazdu do Szkocji.
Jedyne co udało mi się zrobić w miarę szybko, to przejrzeć zdjęcia i znaleźć pośród nich kilka wartych zaczepienia oka...






Reszta zdjęć tutaj