Wracam do domu autobusem, ślepo wpatruję się w szare budynki miasta, które ciągle jeszcze szpecą pomimo coraz większych pieniędzy pompowanych w renowację bądź co bądź zabytkowych budowli. Moim oczom ukazuje się jasny budynek sądu w kolorze miodowym, jeszcze wczoraj otoczony rusztowaniem, a dziś ze świeższym niż elewacja „przejawem kultury hip-hopowej”. To skutecznie wybudza mnie z zamyślenia. Przypominam sobie film Sylwestra Latkowskiego „Blokersi” oraz dyskusję stoczoną z grupą po filmie. I znów zadaję sobie pytanie: Dlaczego komuś przeszkadza świeżo odmalowana elewacja? Dlaczego przeszkadza to przedstawicielom kultury hip-hopowej? Idąc takim torem myślenia, szybko dochodzimy do wniosku, że to jednak brak kultury, delikatnie mówiąc, a nie wyższa forma subkultury. Swoją drogą to bardzo interesujące, że określenie „kultura hip-hopowa” usprawiedliwia niedozwolone przez prawo czyny, takie jak, zażywanie narkotyków, palenie trawki czy dewastacja prywatnego albo państwowego mienia, natomiast kiedy widzimy blokersa stajemy się mniej tolerancyjni. Rozważania Romeo na temat zapachu róży nazwanej innym imieniem, mają tu rację bytu.
Kiedy byłam w podstawówce brałam udział w akcji malowania jednego muru w centrum miasta, ale… odbywało się to na życzenie władz osiedla, na terenie którego znajdował się mur. Oprócz mnie i znajomych z osiedlowego kółka plastycznego towarzyszyli nam okoliczni graficiarze. Miało to na celu zapobiegnięcie zamalowywaniu legalnych grafik, nielegalnymi grafikami. Skończyło się to podkradaniem nam-dzieciom puszek z farbą przez przedstawicieli kultury hip-hopowej. Obawiam się jednak, że administrator odnowionego budynku sądu nie był zachwycony widząc ślad spraya. W filmie jeden z czołowych artystów polskiej sceny hip-hopowej mówi o tym jak Sokiści spałowali jego „zioma” za malowanie sprayami wagonów na stacji, a on odejmuje sobie od ust, żeby puszkę farby kupić. Zastanawiam się czy to nie jest jakieś schorzenie, może to uzależnienie przenosi się z genami i powinni się tym zając lekarze. A jeżeli chłopcy nie mogą bądź nie chcą się powstrzymać od aktów wandalizmu, to niech się nie dziwią, że czeka ich za to pała od sokistów czy nawet policji.
Cały film utrzymany jest w dziwnej konwencji i wydaje mi się, że nie pokazuje ani prawdy, ani nie poprawia wizerunku hip-hopu w oczach reszty społeczeństwa. Sławi takie wartości jak przyjaźń, palenie trawki i malowanie pociągów.
Ostatnio w radiu usłyszałam też bardzo interesujące porównanie muzyki rap do bluesa i jazzu lat 50. i 60. w Stanach, na szczęście jeden ze słuchaczy szybko zareagował pisząc do radia, że w żadnej piosence bluesowej wykonawca nie klnie co drugie słowo. Wróciła mi wiara w normalność tego świata. Dlatego ze spokojem w sercu nadal będę się bulwersować widząc kolejny oszpecony bazgrołami budynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz