poniedziałek, marca 02, 2009

Chester...

Kolejny weekend i kolejna fantastyczna wyprawa ze znajomymi Erasmusami. Tym razem do Chester w bardzo międzynarodowym gronie. Co prawda byłam już w tym miasteczku, ale warto było udać się tam jeszcze, zwłaszcza w takim gronie... Przy okazji ćwiczyliśmy turecki, czeski, słoweński i polski. Oto kilka fotografii...


Wnętrza katedry w Chester.


Po drodze znaleźliśmy wiosnę.


I tu...


A o to 6 śmiałków... i te twarze roześmiane.


niedziela, marca 01, 2009

"Green eyed monster"

Od tygodnia jestem pod wrażeniem i z podziwu wyjść nie mogę.

Tydzień temu razem ze znajomymi udałam się na gig, podczas którego występowało kilkoro wykonawców. Najpierw na scenę wyszedł chłopak, którego imienia nie pamiętam. Starał się jak mógł, ale do odpowiedniego poziomu brakuje jeszcze trochę, kilka razy zapomniał akordów, a kilka razy tekstu. Na szczęście potem było już tylko lepiej...

Gdy na scenie pojawiła się Jess Kershaw, nic nie zapowiadało tego co zaprezentuje. Wykonała kilka piosenek, w większości swojego autorstwa, które mnie powaliły na kolana. Zarówno głos jak i gra na gitarze i klawiszach nieskazitelne, do tego niepowtarzalny akompaniament skrzypiec w wykonaniu siostry znajomej. Tak na prawdę to trudno cokolwiek jeszcze dodać, bo trudno opisywać muzykę.
Więcej szczegółów oraz możliwość posłuchania utworów - tutaj.

Tego wieczoru na scenie pojawili się również Luke - 14-letni chłopak z niesamowitym głosem i grą na gitarze oraz Joni - młoda dziewczyna, zaprezentowała fantastyczną grę na klawiszach i skrzypcach oraz umiejętności wokalne.

piątek, lutego 20, 2009

Dzień Kubusia Puchatka

Moje ulubione radio przypomniało mi, że przecież 18 stycznia, czyli około miesiąc temu, obchodzono Dzień Kubusia Puchatka. Wszyscy wiedzą kim jest Kubuś Puchatek, a jeżeli ktoś nie wie, to niech przeczyta ten wpis...

Pamiętam, kiedy byłam mała, pewnego roku w Dzień Dziecka włożyłam paluszek pomiędzy drzwi od samochodu... Bolało... Pomimo, że palec nie został przytrzaśnięty w drzwiach tylko lekko stłuczony, to jednak delikatne rączki kilkulatki okazały się niczym w starciu z metalem... i po jakimś czasie paznokieć zszedł. Aby ulżyć mi w cierpieniach moja kochana mama przygotowała mi miseczkę z roztworem rivanolu i cały wieczór przesiedziałyśmy w kuchni, czytając polskie tłumaczenie Kubusia Puchatka pt. Fredzia Phi-Phi autorstwa Moniki Adamczyk. W ramach ciekawostki warto dodać, że to tłumaczenie zostało wydane w moim rodzinnym mieście w nakładzie 100.000 w 1986 roku - i tą informację, również pamiętam z tamtego wieczoru...

To zaskakujące jakie wspomnienia znajdują się w naszej pamięci i tylko czekają na pobudzenie. Kiedy usłyszałam o obchodach tego Dnia w radio, poczułam zapach rivanolu z tego wieczoru.
Na koniec kilka ulubionych cytatów:
"Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było."
"Myśl, myśl, myśl."
"Czas na małe co nie co."
"To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki znam, to ten, że się jest pszczołą."

czwartek, lutego 19, 2009

W jednym garnku...

Zamieszczam kolejny sprawdzony osobiście przepis, na wieprzowinę duszoną z pieczarkami, papryką i kukurydzą. Szczegóły poniżej...

Skład:
  • 2-centymetrowy plaster wieprzowiny
  • 4-5 pieczarek
  • pół cebuli
  • mała papryka czerwona
  • mała puszka kukurydzy
  • oliwa
  • łyżka masła
  • około szklanki bulionu
  • pół szklanki ryżu
Kroimy mięso w cienki paski i podsmażamy na oliwie, wyjmujemy na talerzyk. W garnku topimy masełko i szklimy cebulę, dodajemy pokrojoną w paski paprykę i pieczarki pokrojone w plasterki. Na koniec wlewamy bulion, dodajemy mięso, kukurydzę i ryż. Całość mieszamy i dusimy na ogniu około 15-20 min, mieszając, żeby nie przywierało do dna i nie przypaliło się.

Prosto, smacznie, tanio !!! - w sam raz na studencką kieszeń.

środa, lutego 18, 2009

Światowy Dzień Kota

Chciałam tylko szybciutko nadmienić, że wczoraj, 17 lutego, obchodzono Światowy Dzień Kota. Wiem, że to trochę nie fair z mojej strony, bo w końcu to Święto tych zwierzaczków, ale ja jednak czuję, że i moje w pewnym sensie.

Dlaczego?
Z kilku powodów:
1. chodzę własnymi drogami
2. lubię się połasić
3. nie dam się zagłaskać
4. mam kilka żyć
5. potrafię pokazać pazurki

Pozdrawiam wszystkich, którzy czują się podobnie jak ja...

poniedziałek, lutego 16, 2009

Walę Tynki

Moje tegoroczne Walentynki upłynęły zupełnie aromantycznie. A to za sprawą odległości jaka nas dzieli i którą trudno pokonać nawet w taki dzień. Zamiast kolacji we dwoje - kolacja we troje w gronie znajomych, zamiast romantycznej nocy - całodniowa wycieczka do Leeds. Ale tak na prawdę czy potrzebujemy jednego dnia w roku, żeby usłyszeć lub powiedzieć: "Kocham Cię"?

Dzień Świętego Walentego powinien dać jeszcze jedną okazję ku temu aby wyznawać i okazywać sobie miłość. Tymczasem stał się w pewnym sensie ograniczeniem, które sprawia, że czekamy z wszelkimi nadzwyczajnymi przejawami miłości na ten dzień, uspokajając swoje sumienie podczas fantastycznej kolacji, bo przecież odbębniliśmy Walentynki.
Nie tędy droga !!!

Przy okazji Dnia Świętego Walentego warto wspomnieć kilka ciekawostek:
  • 14. lutego to Dzień Świętego Walentego, patrona ludzi chorych na padaczkę i podagrę, hmmm...
  • 15. lutego w starożytnym Rzymie obchodzono Luperkalia, a było to Święto ku czci Junony, bogini kobiet i małżeństwa i to prawdopodobnie zwyczaje związane z tym Świętem dały początek tradycji obchodzenia Dnia Walentego.
  • w przedwalentynkowej Polsce (oraz innych państwach nadbałtyckich i słowiańskich) podobną funkcję spełniała Kupalnocka (Noc Kupały) obchodzona w nocy z 21 na 22 czerwca
  • w dalekiej Japonii, Korei Południowej i na Tajwanie zwyczajowo to kobiety dają prezenty mężczyznom w dniu 14. lutego, 14. marca w Biały Dzień mężczyźni mogą odwzajemnić się i obdarować swoją wybrankę tradycyjnie słodyczami, ponieważ Biały Dzień został stworzony przez Narodowe Stowarzyszenie Przemysłu Cukierniczego.
I jeszcze dwa akcenty brytyjskie...
W Anglii w dawnych czasach w Walentynki dzieci przebierały się za dorosłych, chodziły od domu do domu w małych grupach i śpiewały piosenki o miłości, z powtarzającym się motywem "Dzień dobry, Walenty".

W Walii popularne były drewniane miłosne łyżeczki, którymi zakochani obdarowywali się 14-go lutego. Łyżeczki były najczęściej dekorowane serduszkami, kluczami i kłódkami. Miało to oznaczać "Otwórz moje serce!".

(fragment książki "Walentynkowe wróżby i zwyczaje")
A ja życzę wszystkim dużo miłości przez cały rok, a nie tylko w Walentynki...

niedziela, lutego 15, 2009

Sobota w Leeds...

Leeds to niewielkie miasteczko oddalone od Manchesteru o godzinę drogi pociągiem na północny-wschód (w głąb kraju).


Najpierw naszym oczom ukazały się ośnieżone wzniesienia, podczas gdy w Manchester i Leeds nie ma ani grama śniegu. Cała podróż upłynęła w mgnieniu oka na polskich rozmowach na bardzo poważne tematy jak historia, polityka i ekonomia Polski i Wielkiej Brytanii (musiało się tak skończyć, w końcu na wycieczkę wybrali się historyk, politolożka i finansistka).
Leeds przywitał nas...małym głodem i mlecznie zachmurzonym niebem (kiepska pogoda na robienie zdjęć).
Najpierw wybraliśmy się zobaczyć ruiny opactwa Kirkstall...


Było ładnie...


Czasem bardzo wzniośle...


A czasem bardzo mrocznie...

Po odwiedzinach w opactwie, udaliśmy się obejrzeć Królewską Zbrojownię, która zrobiła na nas ogromne wrażenie. Muzeum mieści się w nowym budynku przygotowanym specjalnie na potrzeby zbrojowni, a eksponaty przewyższają jakością i ilością większość znanych mi muzeów.


Nie można zapomnieć o specjalnym kąciku dla dzieci, który jest w każdym miejscu związanym z kulturą, sztuką i historią. My trafiliśmy również na pokaz walki i cięcia melona...


Nawet na nas zrobiło to wrażenie, a co dopiero na dzieciakach...
Całe szczęście mamy Muzeum Powstania Warszawskiego, które według mnie zapoczątkowało nową erę przedstawiania historii w Polsce.

Po Zbrojowni udaliśmy się na kolację, a że były Walentynki... to ze stolikiem było coraz ciężej. Koniec końców znaleźliśmy przyjemną restauracyjkę w okolicy kościoła Świętego Johna, a następnie udaliśmy się na stację, żeby złapać pociąg. Wróciliśmy później niż planowaliśmy, ale warto było...

Więcej zdjęć tutaj.