poniedziałek, stycznia 12, 2009

Dwie bajki...

Pobudka o 3 nad ranem, rajd przez Wawę na lotnisko, pożegnanie przed bramką i kilka telefonów zanim wyłączę komórkę (z zagranicy już nie zadzwonię, bo za drogo). Potem dwie i pół godziny lotu po to, aby znaleźć się w innej...

bajce
. Waliza, laptop, paszport i klucz do pokoju, do tego trochę ciuchów... tyle potrzeba do tej bajki, a pomimo tego jest bardzo trwała i odciska głębokie piętno.

Wróciłam do domu na Święta Bożego Narodzenia i od Krakowa do Lublina jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapomniałam czym żyłam przez 3 miesiące w Salford. Pomimo, że żyłam tym jeszcze dwie godziny wcześniej. Jedynym dowodem na istnienie tego czasu są zapisane na dysku eseje i wypożyczone książki. Jak to możliwe, że jeszcze

trzy dni temu nie pamiętałam co działo się w moim życiu przed trzema miesiącami. Kiedy przyleciałam do Salford po raz pierwszy wszystko stanęło na głowie w ciągu jednego dnia. Plan dnia przerodził się w chaos dnia. A z głowy wyparowało nie dość, że ostatnie wakacje, to jeszcze conajmniej rok wstecz. Próbowałam sobie przypomnieć, jak się czułam przed Świętami Bożego Narodzenia rok temu... nic.

Mam nadzieję, że to Boże Narodzenie będzie inne i będę pamiętać ten czas na długo, punkt odniesienia w przyszłości.

Teraz jestem tu i pamiętam wszystko sprzed 3 świątecznych tygodni spędzonych w domu. Dzięki temu, że pamiętam mogę poprawić wszystko co mnie frustrowało i z opportunities czyniło threats.


piątek, stycznia 09, 2009

Zaczarowany ołówek

Drugi dzień siedzę i piszę esej...

Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie ilość pozycji jakie przyjmuję w trakcie tych dwóch dni. A to wszystko za sprawą zmęczenia mięśni kręgosłupa od siedzenia. Przecież ja mam 20 lat, siedziałam już... dopiero 1/3 życia, a przede mnie 40 lat pracy i siedzenia na przeróżnych krzesłach. Ale mnie wszystko boli już.

Leżąc na podłodze i uprawiając "gdybologię stosowaną" razem z Mamą wymyśliłyśmy rozwiązanie na wszystkie bolączki związane z siedzeniem i pisanie na komputerze.
W trakcie tworzenia projektu napotkałyśmy kilka trudności konstrukcyjnych, ale dzięki naszym gibkim umysłom, wszystko udało się zaprojektować i jutro stworzymy prototyp, a potem seryjna produkcja...

Rozpoznanie potrzeb: biurko i fotel umożliwiające pisanie na komputerze w pozycji leżącej na plecach.
Rozwiązanie: projekt fotela i biurka na kole, dzięki któremu możliwe byłoby pracowanie w dowolnej pozycji.
1. Mocowanie komputera: na miękko - jak w torbach na laptopa, albo na twardo - plastikowe zasuwy zamykające komputer w klamrach w biurku, aby nie wypadł
2. Mocowanie ołówka: na zatrzaski jak w niektórych etui
3. Mocowanie kartki papieru: na klipsy do blatu biurka

Przechodzimy do trudniejszej części projektu:
4. Mocowanie herbaty: niestety... musi stać na zewnątrz koła na stabilnej powierzchni i będę ją sączyć przez długą rurkę.
5. Mocowanie groszków czekoladowych: to było jedno z trudniejszych rozwiązań, ale zdecydowałyśmy się na rynnę rodem z losowania multilotka...

Ach, gdyby tylko mieć zaczarowany ołówek...

poniedziałek, stycznia 05, 2009

Narodziny marzenia...

Uwielbiam to uczucie...

Najpierw jest oczekiwanie, długie przygotowania, kiedy robię herbatę (w UK z cukrem i mlekiem), otwieram herbatniki polane czekoladą. Zasiadam wygodnie w dowolnym miejscu, aby czekać, aż się narodzi.

Później nasłuchuję z której strony nadejdzie, czym pachnie i jak się objawi.
Czasem pachnie chłodem norweskich fiordów, czasem paryskim naleśnikiem z czekoladą, czasem jest rosnącym kamieniem na dnie żołądka, kiedy czuję że osiągam sukces.

Niespodziewanie pojawia się nie pukając do drzwi, nie zaglądając w okno, nie czekając na zaproszenie. Pcha się z każdej strony, łaskocząc i podszczypując mnie. A ja już dłużej nie mogę usiedzieć na miejscu, tylko rzucam się w wir realizacji mojego nowego... marzenia.

Tak rodzi się każde moje marzenie.

2/3 i 1/3

Jest 4 stycznia, mija drugi tydzień odkąd jestem w domu i został jeden tydzień do powrotu do Salford.

Odkąd przyjechałam, słowa "wracać" i "wyjeżdżać" kilkakrotnie zmieniły swoje znaczenie. Aby komunikacja przebiegała bez zakłóceń, muszę dodać kierunek.

Część znajomych jest już back in Salford. Ile bym dała, żeby też tam być...
Pewnie tyle samo ile będę skłonna dać za tydzień, żeby znaleźć się tu gdzie jestem teraz.

Ehhh, że też człowiek nigdy nie może nacieszyć się tym co ma...

sobota, stycznia 03, 2009

Domowa apteczka...

Nawiązując do wróżb noworocznych moja się sprawdza.
Miał być gorący rok i jest... Już 2. stycznia rozłożyła mnie choroba z 38 stopniami gorączki.
W ruch poszły wszystkie chemiczne specyfiki, które znalazłam w domu.

Nie obeszło się też bez wspomnień R. o tym czym leczono ich w dzieciństwie.
Wieczór upłynął wesoło pod hasłem "medycyna domowa".
O to kilka fantastycznych medykamentów :)

  1. Bańki - bańki na wszystko, po długich debatach nie doszliśmy co daje postawienie baniek choremu, ale na pewno pomaga, więcej znalazłam na wiki.
  2. Syrop z cebuli i cukru - wyśmienity na kaszel, nie mogłam w to uwierzyć, ale znów znalazłam mnóstwo odnośników w internecie.
  3. Chleb z cukrem palony nad świeczką - na katar... a tak na prawdę nie działało na nic, ale fantazja autora pomysłu godna uznania.
  4. Smalec i pergamin - na przeziębienie ogólnie, smalcem smaruje się klatkę piersiową i przykrywa pergaminem na noc, M. nie wie czy jej to pomogło, ale pamięta nieprzespaną noc z powodu szeleszczącego pergaminu.
  5. Masło z miodem i mlekiem, a dla dorosłych ze spirytusem - na gardło, to pamiętam nawet ja, na gardło działało jak papier ścierny.
Nie chcę być niesprawiedliwa, bo nie sprawdzałam działania wszystkich specyfików, ale cieszę się, że silne lobby koncernów farmaceutycznych wprowadziło na rynek kilkanaście lekarstw. Dzięki temu mogę wybrać między wdychaniem dymu na katar a zapuszczeniem kropelek do nosa.

Pozostaje jeszcze wspomnieć o dwóch skrajnych przypadkach medycyny ludowej. Kto czytał Potop ten pamięta jak Kiemlicze zagniatali chleb ze śliną i pajęczyną na rany Kmicica. Pomogło? Pomogło... ba... musiało pomóc bo w ten sposób wytwarzano pleśń penicillium, czyli nasza dzisiejsza penicylina. Drugi przypadek jaki przyszedł mi do głowy to biedna Rozalka z nowelki Antek, której niestety nie pomogło wygrzewanie w piecu przez 3 zdrowaśki.

W kwestii zdrowia najważniejszy... zdrowy rozsądek :)

czwartek, stycznia 01, 2009

Noc jedna w roku...

Rozmawiają dwie blondynki:
- Słuchaj, w tym roku Sylwester wypada w piątek!
- O rany! Oby tylko nie 13.

Obawa ta, choć śmieszna, to według mnie zupełnie słuszna. Jedni obchodzą Wigilię Nowego Roku 31 grudnia, inni 15 sierpnia (czyt. bohaterki filmu "Lejdis"), a jeszcze inni wtedy kiedy kupią szampana (czyt. Brat). Dlaczego zatem Sylwester nie miałby wypaść 13 w piątek? Tylko co z tradycyjnymi przesądami związanymi z ostatnim dniem w roku. Pośród bardzo wielu wróżb mam kilka ulubionych.
  1. To co przytrafi się w Sylwestra będzie wróżbą na cały kolejny rok. Ja poparzyłam się żelazkiem z czego wróżę sobie bardzo "gorący" rok :)
  2. Nie należy sprzątać, żeby nie wymieść szczęścia z domu, ale należy zadbać o pełną lodówkę, aby odstraszyć głód. Nie wiem jak było ze sprzątaniem, mam nadzieję, że nasi gospodarze nie przesadzili. A co do lodówki to pękała w szwach, więc nie ma obaw.
  3. Nie należy wchodzić w Nowy Rok ze starymi problemami. Aby się ich pozbyć trzeba zapisać je na kartce papieru i spalić. To samo tyczy się długów pieniężnych, w tym przypadku spłata jest lepszym rozwiązaniem niż palenie.
  4. Gwieździste niebo w noc sylwestrową i bezchmurne niebo w poranek noworoczny wróżą dobry rok. Tak też było i tym razem!
  5. Moja ulubiona wróżba z bąbelków w szampanie mówi, że jeżeli bąbelki poruszają się nieskładnie to zapowiada się rok zmian, romansów, wypadków. Natomiast jeżeli bąbelki poruszają się płynnie przed nami spokojny rok w rodzinnym gronie.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 2009 życzy Tajemnicza Dama :)


Więcej zdjęć tutaj

czwartek, grudnia 25, 2008

Moje Boże Narodzenie

Czuję się Europejką, czuję się kosmopolitką, uwielbiam podróżowanie po świecie, uwielbiam poznawać inne kultury, ale jedyna rzecz której nie potrafię sobie wyobrazić to Święta Bożego Narodzenia bez rodziny...

Odkąd pamiętam zawsze była choinka z ozdobami, które są chyba starsze ode mnie, np. ten króliczek. Odkąd pamiętam zawsze była zapalona świeca na stole przez cały wieczór i najczulsze życzenia R...

Potem długa kolacja wigilijna i dyskusje na bardzo głębokie tematy o religii, o wszechświecie, o historii, o tradycjach, które zanikły, opowieści o tym jak było kiedyś...

Wigilia Bożego Narodzenia jest co roku. Na szczęście dla mnie co roku jest taka sama. Niestety dopiero w tym roku zdałam sobie sprawę ile ta "rutyna" jest dla mnie warta, jest właściwie bezcenna. Nie wyobrażam sobie innych Świąt. Na szczęście zdałam sobie z tego sprawę...