czwartek, września 18, 2008

Pierwszy dzień w Anglii



Pierwszy dzień był straszny...
Bardzo duża dawka stresu, równie duża dawka adrenaliny i bardzo małe dawki spożywanych pokarmów :) bagaż wypchany po brzegi i bardzo szeroko otwarte oczy.
Tak zaczął się mój roczny pobyt w Salford (UK) w ramach Programu Erasmus.

więcej zdjęć

środa, września 10, 2008

wtorek, czerwca 24, 2008


Lublin, czerwiec 2008, Noc Świętojańska

poniedziałek, maja 19, 2008

P.S.

Dziś rano wstrząsnęła mną wiadomość z ostatniej chwili podana na antenie jednej z ogólnopolskich stacji radiowych. „Policjanci zatrzymali 32-letnią mieszkankę Lublina, która mając w organizmie blisko 5 promili alkoholu, kierowała samochodem. Kobieta trafiła do szpitala na oddział toksykologii. Za jazdę w stanie nietrzeźwości grozi jej kara do 2 lat pozbawienia wolności.” – brzmi komunikat na ogólnopolskim portalu internetowym. Zawsze kiedy słyszę komunikaty drogowe policji podsumowujące wielkie powroty rodaków ze świąt albo doniesienia o najnowszym rekordzie „jazdy na podwójnym gazie” zastanawiam się dlaczego wszyscy milczą na temat prawdziwej przyczyny tak rażących statystyk. Wyobrażam sobie jak po świątecznej kolacji wesoła rodzina wsiada do rodzinnego samochodu, który będzie prowadzić głowa rodziny pod wpływem alkoholu… i wszyscy pozostali godzą się na to… Dlaczego? Czy żona nie chce kolejnej kłótni na temat wieczornych coraz głębszych drinków męża, bez których on nie może „się odstresować po pracy”? Czy dzieci przywykły do widoku rodziców ze szklaneczką czegoś mocniejszego, że nie budzi to ich niepewności? Czy wreszcie jadąc w odwiedziny do dalszej rodziny nie mamy o czym rozmawiać jeżeli kolacji nie skropimy winem czy wódką? Gdzie tkwi prawdziwa przyczyna? Według mnie w większości przypadków to problem przyzwolenia i braku właściwej reakcji ze strony otoczenia.
Dziś mija 6 rok od kiedy mam dokument uprawniający mnie do prowadzenia pojazdu i z doświadczenia wiem, że zasada „piłeś - nie jedź” jest jedną z najprostszych zasad jakie dorosły rozsądny człowiek może sobie wymarzyć…

niedziela, maja 18, 2008

Myśl globalnie, działaj lokalnie...

Ministerstwo Polityki Społecznej to podobno najcięższa działka w polityce wewnętrznej państwa, a kłopotliwe współżycie społeczne, alkoholizm, bezrobocie, bezdomność to tylko niektóre problemy społeczne z jakimi borykają się lokalne struktury samorządowe. Opisałam 5 wątków i ani jednego rozwiązania. Po półrocznym kursie z przedmiotu „Lokalna polityka społeczna”, po dyskusjach i obejrzanych filmach oraz przeczytanych artykułach byłam pewna, że znalazłam wspólny mianownik w postaci wszechobecnych w Polsce blokowisk. Co tydzień tylko upewniałam się, że antidotum na te problemy to zburzenie wszystkich blokowisk w Polsce. Kiedy usiadłam do komputera przed napisaniem tych kilku stron, wszystkie te historie kołatały się po mojej głowie. Jednak kiedy przyszło do zakończenia gdzieś głęboko zaświtała mi jedna myśl, że przecież są w tym kraju wybitne osoby, skąd pochodzą? Weźmy naszego nowego premiera… wielokrotnie powtarzał on, że jest prostym chłopakiem z podwórka. Ktoś powie „zabieg socjotechniczny, aby przyciągnąć poparcie zwykłych ludzi”. A ja mu wierzę, bo lepiej jest wierzyć, że ze zwykłego podwórka również można wyjść na porządnych ludzi, a nie skończyć jak Ci, których opisałam wyżej. Poza tym poza nim w kraju jest więcej VIP-ów, którzy gdzieś w TV albo w innym wywiadzie opowiedzieli o swojej młodości czy dzieciństwie w podobny sposób. Dlaczego wierzyć innym a nie premierowi, którego sami wybraliśmy.

Myślę, że problem leży gdzie indziej i jest wynikiem braku lokalnego patriotyzmu. Dorastamy, żyjemy w jednym środowisku, po czym albo zostajemy w nim i historia zatacza krąg, albo wyrywamy się i zapominamy o ulicy która nas wychowała.

Wydaje mi się, że to jacy jesteśmy i co robimy jest zależne od tego gdzie jesteśmy w czasoprzestrzeni. Zgadzam się z marksowskim stwierdzeniem, że „byt kształtuje świadomość”. Można to jednak pokonać w kontekście pochodzenia. Wystarczy czasem obejrzeć się w przeszłość. Teraz jestem tu i widzę jakie problemy dotykają ludzi żyjących obok mnie, ale czy za parę lat będę nadal to pamiętać, albo czy będę chciała pamiętać.

sobota, maja 17, 2008

Wielkie Joł

Wracam do domu autobusem, ślepo wpatruję się w szare budynki miasta, które ciągle jeszcze szpecą pomimo coraz większych pieniędzy pompowanych w renowację bądź co bądź zabytkowych budowli. Moim oczom ukazuje się jasny budynek sądu w kolorze miodowym, jeszcze wczoraj otoczony rusztowaniem, a dziś ze świeższym niż elewacja „przejawem kultury hip-hopowej”. To skutecznie wybudza mnie z zamyślenia. Przypominam sobie film Sylwestra Latkowskiego „Blokersi” oraz dyskusję stoczoną z grupą po filmie. I znów zadaję sobie pytanie: Dlaczego komuś przeszkadza świeżo odmalowana elewacja? Dlaczego przeszkadza to przedstawicielom kultury hip-hopowej? Idąc takim torem myślenia, szybko dochodzimy do wniosku, że to jednak brak kultury, delikatnie mówiąc, a nie wyższa forma subkultury. Swoją drogą to bardzo interesujące, że określenie „kultura hip-hopowa” usprawiedliwia niedozwolone przez prawo czyny, takie jak, zażywanie narkotyków, palenie trawki czy dewastacja prywatnego albo państwowego mienia, natomiast kiedy widzimy blokersa stajemy się mniej tolerancyjni. Rozważania Romeo na temat zapachu róży nazwanej innym imieniem, mają tu rację bytu.

Kiedy byłam w podstawówce brałam udział w akcji malowania jednego muru w centrum miasta, ale… odbywało się to na życzenie władz osiedla, na terenie którego znajdował się mur. Oprócz mnie i znajomych z osiedlowego kółka plastycznego towarzyszyli nam okoliczni graficiarze. Miało to na celu zapobiegnięcie zamalowywaniu legalnych grafik, nielegalnymi grafikami. Skończyło się to podkradaniem nam-dzieciom puszek z farbą przez przedstawicieli kultury hip-hopowej. Obawiam się jednak, że administrator odnowionego budynku sądu nie był zachwycony widząc ślad spraya. W filmie jeden z czołowych artystów polskiej sceny hip-hopowej mówi o tym jak Sokiści spałowali jego „zioma” za malowanie sprayami wagonów na stacji, a on odejmuje sobie od ust, żeby puszkę farby kupić. Zastanawiam się czy to nie jest jakieś schorzenie, może to uzależnienie przenosi się z genami i powinni się tym zając lekarze. A jeżeli chłopcy nie mogą bądź nie chcą się powstrzymać od aktów wandalizmu, to niech się nie dziwią, że czeka ich za to pała od sokistów czy nawet policji.
Cały film utrzymany jest w dziwnej konwencji i wydaje mi się, że nie pokazuje ani prawdy, ani nie poprawia wizerunku hip-hopu w oczach reszty społeczeństwa. Sławi takie wartości jak przyjaźń, palenie trawki i malowanie pociągów.

Ostatnio w radiu usłyszałam też bardzo interesujące porównanie muzyki rap do bluesa i jazzu lat 50. i 60. w Stanach, na szczęście jeden ze słuchaczy szybko zareagował pisząc do radia, że w żadnej piosence bluesowej wykonawca nie klnie co drugie słowo. Wróciła mi wiara w normalność tego świata. Dlatego ze spokojem w sercu nadal będę się bulwersować widząc kolejny oszpecony bazgrołami budynek.

piątek, maja 16, 2008

"Buntownik (Bezdomny) z wyboru"

„Imię i nazwisko: Sławomir Gładyszewski. Wiek: 41 lat. Stan cywilny: wolny. Wykształcenie: kucharz-cukiernik, obecnie bezrobotny. Zameldowanie: bezdomny. Poprzedni adres zamieszkania: wartburg, numer rejestracyjny LUD 7580.

Pan Sławek zaczynał jak wszyscy: praca, mieszkanie, kobieta. Potem był alkohol, kłótnie, ulica.” Czytam i oczom nie wierzę, kolejny pean wznoszony przez dziennikarzy na cześć najsłynniejszego już chyba w całej Polsce bezdomnego. Czy im się to nie znudzi. Artykuły o bezdomnym Sławku dawno już przestały budzić litość, teraz są raczej jak odgrzewany kotlet. Sensacja była poruszana już we wszystkich lokalnych mediach, łącznie z gazetką jednej z prywatnych uczelni (czy studenci naprawdę nie mogą znaleźć innych tematów na reportaże w tym mieście?). Poszukując informacji na temat „publikacji o bezdomnym Sławku” natrafiam na Lubelskie Forum Internetowe gdzie rok temu powstał specjalny wątek. Przynajmniej jedna bliska prawdy analiza sytuacji. Bezdomny… przecież to człowiek, szkoda człowieka, a Urząd Miasta milczy, mogliby pomóc, przecież od tego jest pomoc społeczna, po naszej interwencji UM zareagował. I tak w każdym artykule… a na forum: Gość nie chcę iść do przytułka cyt. "bo tam są duże wszy”. Poza tym może zamieszkać z matką, pod warunkiem, że przestanie pić. Zyskał sympatię okolicznych mieszkańców , tylko ciekawe kto wzywał policję i Straż Miejską na interwencję kilkanaście razy. W zimie często odśnieża chodnik przed sklepami, za co dostaje kilka złotych od właścicieli. W jednym z artykułów czytałam, że kiedy zapowiadają się duże mrozy Sławka odwiedza dzielnicowy i nalega, żeby na te kilka dni przeniósł się do przytułku. Ten jednak dzielnie odpowiada, że wie, że w takie mrozy nie można pić alkoholu bo to pewna śmierć i że sobie poradzi. To bardzo „rozsądne” z jego strony, zwłaszcza jak na dorosłego mężczyznę, który miał „normalny dom”, a zamienił go na chatkę pod mostem wybierając alkohol…

W grudniu ubiegłego roku Urząd Miasta spełnił roszczenia mieszkańców i „zrobił coś z bezdomnym pod mostem”, z małą pomocą losu. Pan Sławek zachorował i zabrano go do szpitala, w tym czasie MPO zajęło się uprzątnięciem terenu, który bezprawnie zajął mieszkaniec osiedla. Obecnie przebywa na leczeniu odwykowym w szpitalu psychiatrycznym. I powiem szczerze, że zżera mnie ciekawość jak potoczą się losy najsłynniejszego bezdomnego w kraju.