Moje ulubione radio przypomniało mi, że przecież 18 stycznia, czyli około miesiąc temu, obchodzono Dzień Kubusia Puchatka. Wszyscy wiedzą kim jest Kubuś Puchatek, a jeżeli ktoś nie wie, to niech przeczyta ten wpis...
Pamiętam, kiedy byłam mała, pewnego roku w Dzień Dziecka włożyłam paluszek pomiędzy drzwi od samochodu... Bolało... Pomimo, że palec nie został przytrzaśnięty w drzwiach tylko lekko stłuczony, to jednak delikatne rączki kilkulatki okazały się niczym w starciu z metalem... i po jakimś czasie paznokieć zszedł. Aby ulżyć mi w cierpieniach moja kochana mama przygotowała mi miseczkę z roztworem rivanolu i cały wieczór przesiedziałyśmy w kuchni, czytając polskie tłumaczenie Kubusia Puchatka pt. Fredzia Phi-Phi autorstwa Moniki Adamczyk. W ramach ciekawostki warto dodać, że to tłumaczenie zostało wydane w moim rodzinnym mieście w nakładzie 100.000 w 1986 roku - i tą informację, również pamiętam z tamtego wieczoru...
To zaskakujące jakie wspomnienia znajdują się w naszej pamięci i tylko czekają na pobudzenie. Kiedy usłyszałam o obchodach tego Dnia w radio, poczułam zapach rivanolu z tego wieczoru.
"Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było."
"Myśl, myśl, myśl."
"Czas na małe co nie co."
"To bzykanie coś oznacza. Takie bzyczące bzykanie nie bzyka bez powodu. Jeżeli słyszę bzykanie, to znaczy, że ktoś bzyka, a jedyny powód bzykania, jaki znam, to ten, że się jest pszczołą."